Wiosenna lekcja hipokryzji

  Pamiętam, jak w szkole podstawowej (dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami, czyli jakieś trzy dekady temu😎)  każdego marca, dostawaliśmy zadanie domowe. Brzmiało ono mniej więcej tak: „Opisz, jakie zauważyłeś pierwsze objawy wiosny w swoim najbliższym otoczeniu”. W naszej klasie był taki chłopak, delikatnie rzecz ujmując – bardzo „odporny na wiedzę” i  mało sobie robiący z usiłujących

Wstyd G.

    Moja znajoma nie wiedziała, czy chce zostać w przyszłości matką. Poznałam ją jako wesołą dwudziestolatkę, studentkę, dziewczynę pełną ognia i kapitalnego poczucia humoru. Gdy wchodziła do pomieszczenia robiło się w nim jakby jaśniej i każdy czekał, aż G. zacznie coś szybko opowiadać tym swoim wiecznie podszytym śmiechem głosem. Mieszkałam wtedy w Bydgoszczy, ot, skromny pokoik (jeden z wielu

Antybiotyk dzwoni :)

  Zachorowałam i to tak niewygodnie, że od tygodnia nie mam głosu. To, co mi po nim zostało, przypomina skrzypienie zardzewiałych zawiasów skrzyżowane ze skrzeczeniem jednej z moich ogrodowych ropuszek. Oczywiście, w pakiecie z dewastacją głosu, otrzymałam również zimne dreszcze, gorączkę, katar oraz uczucie tzw. ”potłuczonego szkła” w głowie. Ten ostatni symptom chorobowy może być dla wielu obcym określeniem, dlatego